Puchar gorszego Boga? Bez znaczenia. Mecz MU – Milan ważniejszy, niż się wydaje

Bruno Fernandes i Franck Kessie
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Bruno Fernandes i Franck Kessie

Gdy ostatni raz Manchester United grał z AC Milan w meczu o stawkę, po jednej stronie boiska biegali Rio Ferdinand, Paul Scholes, Nani i Wayne Rooney, a po drugiej Andrea Pirlo, Ronaldinho, David Beckham i Filippo Inzaghi. Raczej nikt nie przypuszczał, że będzie musiała minąć epoka, by obie ekipy spotkały się ponownie.

Puchar gorszego Boga

Przez lata włoskie drużyny traktowały Ligę Europy jak puchar gorszego Boga. Zanim w ubiegłym roku Inter Mediolan dotarł do finału, przez 11 sezonów tylko dwie ekipy z Półwyspu Apenińskiego miały okazję znaleźć się w najlepszej czwórce. Żeby to zobrazować, wystarczy policzyć, że 11 lat to 44 półfinałowe miejsca. Ostatnio sytuacja uległa poprawie, zwycięstwa przedstawicieli Serie A we wcześniejszych fazach nie są już taką rzadkością, ale na pewnym etapie ich ogólna postawa doprowadziła do sytuacji, w której punktów z Ligi Europy zwyczajnie zabrakło w rankingu krajowym UEFA. Włosi na lata wypadli z czołowej trójki, co kiedyś było nie do pomyślenia, i dopóki centrala nie zreformowała Ligi Mistrzów, Italia straciła jedno miejsce w tych rozgrywkach.

Inne spojrzenie Włochów

“Ogarnięcie się” Włochów nie wzięło się z powietrza. W kraju w pewnym momencie rozgorzała medialna debata nad pogardliwym spojrzeniem na Ligę Europy i konsekwencjach takiego podejścia. Kluby zaczęły zdawać sobie sprawę, że wczesne odpadanie z tych rozgrywek było odmrażaniem sobie uszu na złość babci. Terminarz jest co prawda tak napięty, że wymusza na trenerach stosowanie rotacji i często to w Lidze Europy szansę dostają rezerwowi, ale samo podejście do meczów w ostatnich latach się zmieniło. Same punkty, które bezdusznie opisują rzeczywistość, też stały się obiektem pożądania ze strony Milanu. Dlatego, gdy Rossoneri przegrali w fazie grupowej na San Siro z Lille 0:3 w chwili, gdy byli liderem Serie A i wydawało się, że naprawdę mogą liczyć się w walce o pierwsze od dekady Scudetto, nikt nie machnął ręką poświęcając grę w “podrzędnym” pucharze. Tu potrzebny był awans z grupy. Tu potrzebne były punkty.

Punkty na wagę złota

Gdy rozpoczynał się obecny sezon, Milan zajmował 81. miejsce w rankingu klubowym UEFA. W pięciu poprzednich latach, które bierze się pod uwagę tworząc tę klasyfikację, Rossoneri mieli na koncie aż trzy zera wynikające z nieobecności w europejskich rozgrywkach. Wszystko złożyło się na łączny ranking na poziomie 19 tys. punktów. Żeby zobrazować skalę upadku siedmiokrotnego zdobywcy Pucharu Mistrzów, wystarczy zauważyć, że niewiele niższy ranking (17 tys.) u progu sezonu miała Legia Warszawa, która przecież ostatnio w Europie zaliczała raczej kompromitujące występy. To doprowadziło do tego, że gdy losowano fazę grupową tego gorszego pucharu, Milan znalazł się w trzecim koszyku. Jeśli trafiłby do grupy z Karabachem Agdam lub Łudogorcem Razgrad, to rywale byliby tymi wyżej rozstawionymi. Dlatego w klubie z San Siro przed sezonem nie wskazywano priorytetowych rozgrywek, nikt nie mówił “odpuszczamy Ligę Europy, by wrócić na należne miejsce w Serie A”. Zamiast priorytetów, wyznaczono cele. W kraju pierwszą czwórkę, na kontynencie tyle punktów, ile tylko da się zdobyć. Realizacja zadań na obu frontach jest bardzo zadowalająca. Przed decydującą fazą sezonu, na swoim podwórku Milan jest drugi, a jego aktualny ranking UEFA to 30 tys.

Walka o lepsze losowanie w Lidze Mistrzów

Przed starciem z Manchesterem United jest to świetna wiadomość dla neutralnych kibiców. Dla klubu z San Siro jest to dodatkowa motywacja, by z dwumeczu z Czerwonymi Diabłami wyjść zwycięsko. Milan myśli już bowiem o przyszłym sezonie i bardzo realnej grze w Lidze Mistrzów. Gdy spojrzymy na podział drużyn na koszyki kilka miesięcy temu, Rossonerim wciąż by brakowało, by nie znaleźć się w tym najniższym. Zamykająca trzeci koszyk Atalanta miała w chwili losowania 33,5 tys. punktów. Ambicje Milanu sięgają ponownego zapisywania się na kartach historii europejskiej piłki, więc walcząc na Old Trafford, drużyna Stefano Piolego walczyć będzie też o lepszą przyszłość. – Pracujemy, aby wrócić do wygrywania. Maldini jakiś czas temu słusznie powiedział, że potrzeba kilku lat spędzonych w Lidze Mistrzów, aby się rozwinąć i pomyśleć o rywalizacji o trofea na pewnych poziomach. Wciąż musimy przebyć długą drogą, którą trzeba podjąć z wielką wiarą w siebie i entuzjazmem – mówi trener Milanu.

Kłopoty Piolego

Milan na razie realizuje plan maksimum, ale byłoby to zbyt piękne, by zawsze szło jak po maśle. Pierwszym problemem było samo wylosowanie Manchesteru United, chyba najtrudniejszego możliwego rywala. Drugim jest fakt, że Rossoneri przystąpią do tej rywalizacji w fatalnej sytuacji kadrowej. Wczoraj telewizja Sky informowała, że na liście nieobecnych będą Alessio Romagnoli (choć jest w kadrze meczowej, nie nadaje się jeszcze do gry w podstawowej jedenastce), Samu Castillejo i Theo Hernandez. Do Anglii z powodów zdrowotnych nie polecieli także Ismael Bennacer, Hakan Calhanoglu, Daniel Maldini, Ante Rebić, Zlatan Ibrahimović i Mario Mandżukić. Na miejsce w wyjściowym składzie liczyć mogą za to Brahim Diaz, Rade Krunić i Diogo Dalot. Dwóch ostatnich w niedzielnym meczu przeciwko Hellasowi Werona (2:0) popisało się pięknymi bramkami. – Mamy do wyboru dać się zmyć negatywnym falom albo ponieść się na tych pozytywnych. I wybraliśmy tę drugą opcję. Na boisku pojawi się drużyna, która postara się o świetny występ przeciwko trudnemu rywalowi. W pewnych meczach trzeba zagrać po prostu na maksa swoich możliwości i z wielkim przekonaniem, nawet przy zachowaniu wielkiego szacunku do ekipy, która była w Lidze Mistrzów. Dobry wynik na Old Trafford napędziłby nas przed rewanżem – dodaje Pioli.

Marzenia prysły, ale sezon na plus

Ten sezon może zakończyć się dla Manchesteru United w wyjątkowo udany sposób. Owszem, przed rozpoczęciem rozgrywek kibice wierzyli w mistrzostwo, ale czas zweryfikował ich marzenia. Jeżeli Czerwone Diabły uplasują się na tuż za plecami fenomenalnego City, zapewne nikt nie będzie miał pretensji. W tej chwili strata do lokalnego rywala wynosi już 14 punktów, co pozwala przypuszczać, że 20-krotni triumfatorzy angielskiej ekstraklasy już nie dogonią aktualnego lidera. Na Old Trafford z założenia zawsze walczą o tytuł, jednak srebrnym medalem nikt nie wzgardzi.
Podopieczni Ole Gunnara Solskjaera pozostają w walce o Puchar Anglii i Ligę Europy. W FA Cup zmierzą się z Leicester City, natomiast w zmaganiach na międzynarodowej arenie ich rywalem będzie Milan. Po raz ostatni obie ekipy spotkały się 11 lat temu. W ramach 1/8 finału Ligi Mistrzów lepsi okazali się Anglicy, którzy w dwumeczu pokonali Rossonerich aż 7:2 (4:0 i 3:2). Miłe wspomnienia już od dawna należą do przeszłości, a chociaż w rywalizacji z Włochami Manchester wydaje się faworytem, ciąży na nim zdecydowanie większa presja, której piłkarze z Old Trafford mogą nie udźwignąć.

Koncentracja w innym miejscu

Mimo zwycięstwa w prestiżowym starciu z The Citizens, Czerwone Diabły nie przystępują do pucharowych zmagań z czystą głową. W niedzielę na własnym stadionie podejmą West Ham i niewykluczone, że to właśnie na tym pojedynku koncentrują swoją uwagę. Tym różnić się może ich podejście w porównaniu do Milanu, który absolutnie nie wybiera priorytetów. Przewaga United nad trzecim Leicester wynosi tylko punkt, a Młoty, które zajmują piątą lokatę, tracą do nich zaledwie sześć oczek, mając w zanadrzu jeden rozegrany mecz mniej. W przypadku porażki z The Hammers i zwycięstwa Lisów i obecnie 4. Chelsea, sytuacja w Premier League będzie daleka od komfortowej. Ekipa Brendana Rodgersa zmieni Manchester na drugim miejscu, The Blues zbliżą się na odległość jednego oczka, a West Ham, by dogonić drużynę z Old Trafford, będzie potrzebował tylko wygranej w zaległym spotkaniu.

A może powtórka z Mourinho?

Niegdyś Jose Mourinho jako szkoleniowiec Manchesteru United stanął przed podobnym dylematem. Portugalczyk musiał zdecydować, czy jego podopieczni powalczą o udział w kolejnej edycji Champions League poprzez obecność w pierwszej czwórce angielskiej ekstraklasy, czy rzucą wszystkie siły na Ligę Europy. Ostatecznie Czerwone Diabły maksymalnie skoncentrowały się europejskich rozgrywkach drugiej kategorii, co przyniosło zamierzone efekty. We wspomnianym sezonie 2016/17 klub z Old Trafford uplasował się na szóstej pozycji w Premier League.

Gilotyna nad głową Solskjaera?

Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem dwumeczu z Milanem Ole Gunnar Solskjaer jest w komfortowej sytuacji. Jego podopieczni rywalizują na trzech frontach i mogą wzbogacić klubową gablotę o dwa trofea. Jednocześnie Norweg nie może czuć się zbyt pewnie – niedawno pojawiły się pogłoski o jego możliwym zwolnieniu w przypadku zakończenia sezonu bez ani jednego pucharu. W gabinetach sztabu szkoleniowego United zapewne właśnie trwają szeroko zakrojone analizy. Być może w potyczce z Milanem zobaczymy galowy garnitur, którego zadaniem będzie wypracowanie jak największej zaliczki bramkowej. Wysokie zwycięstwo w domowym meczu z Rossonerimi pozwoli Czerwonym Diabłom na obronę zaliczki na San Siro. Nawet jeżeli ta obrona miałaby polegać na postawieniu autobusu we własnym polu karnym, warto doprowadzić do takiej sytuacji. Zdecydowanie lepiej stać na straży rezultatu, niż walczyć o korzystny wynik na stadionie rywala.

Kluczowe tygodnie

W przypadku porażki w pierwszym spotkaniu z drużyną Stefano Piolego na Old Trafford może zapanować chaos. Przegrana z Milanem wprowadzi w głowach piłkarzy swoiste zamieszanie, które w negatywny sposób wpłynie na koncentrację w ligowej rywalizacji z West Hamem. Zwłaszcza, jeżeli w starciu z Il Diavolo wystąpi najlepsza możliwa jedenastka United. W ciągu trzech tygodni Manchester może pożegnać się z Ligą Europy, FA Cup i znacząco skomplikować swoją sytuację w Premier League. Czy głowa Norwega spadnie w przypadku niepowodzenia na obu pucharowych frontach? Niemal na pewno nie. Zadaniem nadrzędnym jest awans do kolejnej edycji Champions League. Którą drogę wybierze Solskjaer? Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji powinien zadzwonić do Jose Mourinho.

Przewidywane składy

Manchester United: Dean Henderson – Aaron Wan-Bissaka, Harry Maguire, Eric Bailly, Alex Telles – Fred, Scott McTominay – Mason Greenwood, Bruno Fernandes, Daniel James – Anthony Martial.

AC Milan: Gianluigi Donnarumma – Davide Calabria, Simon Kjaer, Fikayo Tomori, Diogo Dalot – Franck Kessie, Soualiho Meite – Alexis Saelemaekers, Brahim Diaz, Rade Krunić – Rafael Leao.

Przemysław Langier, Michał Stompór

Komentarze