Jerzy Brzęczek, czyli wczoraj radość, od dziś kłopoty

Reprezentacja Polski w meczu z Finlandią
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Reprezentacja Polski w meczu z Finlandią

Aleksandar Vuković zwykł mawiać, że z Legią nigdy nie jest ani tak źle, jak się wydaje, ani tak dobrze. Chyba to ten czas, w którym utożsamić z tym hasłem można reprezentację Polski. Było wiele narzekania (słusznego) i wieszczenia klęski na Euro 2020 (zrozumiałego), ale zachowując chłodną głowę, trzeba powiedzieć: nigdy za kadencji Jerzego Brzęczka nie było tylu pozytywów po pojedynczym meczu.

Czytaj dalej…

  • W meczu z Finlandią (5:1) Jerzy Brzęczek sprawdził aż dziesięciu (!) piłkarzy, którzy albo nigdy wcześniej nie grali w kadrze, albo grali w niej bardzo mało
  • Przynajmniej połowa z nich pokazała, że zasługuje na więcej. Może się więc okazać, że teoretycznie mało istotny mecz sprawi, że doczekamy się przebudowy reprezentacji
  • Wnioski wyciągane na podstawie jednego meczu byłyby zbyt pochopne, więc od selekcjonera należy oczekiwać teraz odważnych decyzji w nadchodzących starciach z Włochami i Bośnią

Przyznam, że nie bardzo rozumiem, co wydarzyło się w środę w Gdańsku, bo nawet pokłady motywacyjne siedzące w tych, którzy chcieli się pokazać, wyjątkowo rzadko przekładają się na zwycięstwo różnicą czterech bramek. Znamienne, że najgorsza drużyna Europy, San Marino, na 18 ostatnich rozegranych spotkań, przegrywała w takim lub wyższym stosunku zaledwie dziewięć razy – co drugi mecz. Dlatego nie kupuję wytłumaczenia “Finlandia się wydarzyła, taki rywal to żaden wyznacznik”, jakie ktoś napisał mi na Twitterze. Mam w pamięci, że Macedonia albo Łotwa – dużo słabsze zespoły od Finlandii – “wydarzały się” zupełnie inaczej. Nawet jeśli dodamy, że Finowie grali w mocno rezerwowym składzie, to w jakim zagraliśmy my?

Jedenastka wystawiona przez Jerzego Brzęczka wyglądała, jakby selekcjoner od miesiąca nie jadł i nie pił, tylko czytał Internet i chciał wszystkim dogodzić. Jakby w pewnym momencie machnął ręką, powiedział “a dajcie wy mi wszyscy spokój”, i sprawdził każdego, którego domagał się tłum. Można było się dziwić, że przemeblował każdą formację – bramkarzem był debiutant, w obronie dwóch kolejnych (a etatowy kadrowicz Bereszyński na prawej, nie lewej jak zazwyczaj obronie), środek pola to w ogóle nie do poznania, a w ataku – choć znajome nazwiska – to dopiero drugi raz (a pierwszy od ponad dwóch lat) wspólnie. Wiemy, że selekcjonerowi od dawna po głowie chodziła zmiana systemu na grę dwoma napastnikami, teraz ciężko będzie usprawiedliwić odejście od tej taktyki, przynajmniej w meczach ze średnimi rywalami. To wszystko jednak zadziałało, a Brzęczek powinien mieć pozytywny ból głowy.

Nagle okazało się, że kadra ma większe rezerwy, niż przypuszczał, i że jego dotychczasowe wybory wcale nie musiały być trafne. Im oczywiście łatwo ulec, przecież od lat trudno wyobrazić sobie drużynę bez Grzegorza Krychowiaka, ale mecz z Finlandią pokazał, że Brzęczek na wyobraźnię powinien się otworzyć. Karol Linetty udowodnił, że zaledwie pięć minut, jakie otrzymał w kadrze w ciągu ostatnich dwóch lat, to nieporozumienie. Krychowiak, który wszedł na ostatnie dwa kwadranse, był zamieszany w utratę gola, nie wszystkie jego zagrania ocierały się też o geniusz. Damian Kądzior, niemal tradycyjnie, jak już gra, kończy mecz z liczbą i kolejne odrzucenie go nie będzie czymś, co powinno skończyć się oklaskami dla selekcjonera. A przecież Jakub Moder i Michał Karbownik zasługują na kolejną szansę.

Właściwie każdy, kto wczoraj zagrał w pomocy, był dla drużyny bardziej konstuktywny niż Piotr Zieliński występujący za plecami napastnika. To zawodnik, o którego pretensje do Brzęczka powinny być największe, bo robiąc z niego “dziesiątkę”, zabija niemal każdy atut tego chłopaka. Doszliśmy do miejsca, w którym trzeba sobie powiedzieć – albo trener znajdzie inny pomysł na tego piłkarza, albo będzie musiał posadzić go na ławce.

Brzęczek po meczu z Finlandią ma więc kłopoty, ale zupełnie inne od tych, do których pewnie się już przyzwyczaił.

I jeszcze jedno, bo tu znów szykuje się awantura, a selekcjonera w tej kwestii będę bronił. Arkadiusz Milik ma przed sobą długie miesiące bez grania, ale przez ten cały czas będzie otrzymywał powołania. Nie możemy sobie pozwolić na stratę tego zawodnika, bo trudno będzie nam znaleźć lepszego, choćby będącego gwiazdą w swoim klubie (a takich i tak nie mamy). Milik stracił dwa sezony po zerwaniu więzadeł i za każdym razem wracał z przytupem. Nie ma powodu, by twierdzić, że mając zdrowe kolana nie odbuduje się przed Euro.

Komentarze