5 wciąż nierozwiązanych problemów reprezentacji Polski

Grzegorz Krychowiak
Obserwuj nas w
PressFocus Na zdjęciu: Grzegorz Krychowiak

Za nami kolejne zgrupowanie reprezentacji Polski, po którym humor kibica Biało-czerwonych jest w najlepszym wypadku przeciętny. Z jednej strony udało się zrealizować podstawowe cele w postaci utrzymania w Dywizji A Ligi Narodów oraz wywalczenia sobie korzystnego koszyka przed losowaniem grup eliminacyjnych do turnieju Euro 2024. Z drugiej strony – jakość gry na przestrzeni 180 minut z Holandią i Walią nie różniła się drastycznie od tego, co najlepsi piłkarze spośród Polaków proponują swoim rodakom od jakichś czterech, może pięciu lat.

  • Największy problem reprezentacji Polski to obsada środka pola
  • Kluczowi gracze albo są kontuzjowani albo zawodzą
  • Słychać różnicę zdań w wypowiedziach Roberta Lewandowskiego i Czesława Michniewicza w kwestii rozłożenia akcentów między ofensywą i defensywą

Dlaczego to niepokojące? Cóż, w największym skrócie: bo miało być inaczej. Bo Czesław Michniewicz słusznie uchodził za gościa, który jest w stanie nie tylko optymalnie wykorzystywać zastany potencjał, ale też rozwijać graczy, zwłaszcza pod względem taktycznym. Bo Robert Lewandowski jest prawdopodobnie lepszy niż kiedykolwiek, a w Barcelonie, podobnie jak w zespole reprezentacyjnym, nie jest już otoczony gwiazdami światowego formatu, ale ludźmi, którzy są zmuszeni liczyć na jego kunszt, charyzmę i umiejętności. Bo do Lewandowskiego udało się dosztukować paru naprawdę interesujących piłkarzy, w tym Piotra Zielińskiego w życiowej formie, Sebastiana Szymańskiego szturmem zdobywającego serca kibiców Feyenoordu czy Arkadiusza Milika, który regularnie strzela dla samego Juventusu.

Powodów do umiarkowanego optymizmu było przynajmniej kilka, łącznie z tym, że kadra Michniewicza miała już za sobą pewien przepracowany okres, z którego można było wyciągnąć te mityczne wnioski. Kto jednak oczekiwał, że po dwumeczu z Holandią i Walią będziemy mieć gotowy zestaw odpowiedzi pod kątem mundialu… Cóż, może czuć dziś jedynie rozczarowanie. Nadal mamy pięć bardzo poważnych znaków zapytania i co gorsza – na razie nie widać na horyzoncie zbyt wielu przekonujących recept.

1. Kto u boku Zielińskiego i Lewandowskiego?

Pierwsza i na pewno najbardziej elektryzująca kwestia, bo ciągnąca się już od dawna. Zacznijmy jednak od przyjemnych informacji – to już kolejne zgrupowanie z rzędu, podczas któego możemy sporo ciepłych słów skierować w stronę Piotra Zielińskiego. Człowiek, który latami był krytykowany, momentami pewnie już z przyzwyczajenia, za brak umiejętności przełożenia dobrych klubowych występów na grę w kadrze, teraz regularnie jest liderem zespołu. To od jego nieszablonowych zagrań zaczyna się zazwyczaj wszystko, co dobre w przodzie. To od jego przytrzymania piłki zaczyna się każdy oddech dla defensywy w tych trudniejszych spotkaniach. Dziś chyba nikt nie odważyłby się sformułować sądów popularnych jeszcze przed Euro 2020 – że w sumie czemu nie spróbować gry bez Zielińskiego. Mieliśmy jednego nieusuwalnego człowieka w postaci Roberta Lewandowskiego, teraz mamy dwóch. No i właśnie – brakuje trzeciego, w dodatku nie ma nawet pewności, kim ten trzeci ma być.

Generalnie jesteśmy już raczej pewni – ustawienie w tyłach i w środku będzie można zapisać w formule 3 stoperów, 4 pomocników (w tym 2 wahadłowych). Problem zaczyna się w ofensywnej trójce. Możliwe jest ustawienie z Zielińskim na dziesiątce i dwoma napastnikami przed nim, ale równie prawdopodobna jest gra na “dwie dziesiątki”, gdzie zapewne Zielińskiemu partnerowałby Sebastian Szymański, a całość nieco przypominałaby znaną z Legii Michniewicza strategię z Luquinhasem oraz Kapustką. Do tego dochodzą różne wariacje, jak choćby gra na dwóch zawodników za plecami Lewandowskiego, ale w personalnym zestawieniu, gdzie rolę “dziesiątki” pełni nominalny napastnik – na przykład Arkadiusz Milik.

Wariantów jest sporo, nawet jeśli w praktyce gra będzie wyglądała podobnie. Ale już pal licho taktyczne niuanse – gorzej wygląda kwestia nazwisk. Właściwie przy każdym da się postawić znak zapytania. Po ostatnich dwóch meczach, ale i ogólnie po jego występach w kadrze w roli faworyta do “tego trzeciego” jest Karol Świderski. Dziś, bazując na czystych liczbach, można śmiało porównywać półtora roku Świderskiego (8 goli) i 6 lat Milika (goli 6). Ale, jak wielokrotnie podkreślał Czesław Michniewicz – przy pełnym szacunku do kadrowych dokonań Świderskiego, trzeba pamiętać o tym, że jego Charlotte FC może zakończyć udział w rozgrywkach MLS przed play-offami. A to oznacza koniec sezonu jeszcze w pierwszej połowie października – a potem bardzo długa przerwa bez oficjalnych spotkań. Dla selekcjonera to duży problem, szczególnie, że przecież sprawdzianów formy przed mundialem będzie jak na lekarstwo – i większość selekcji trzeba będzie przeprowadzić na podstawie klubowej formy poszczególnych zawodników. Patrząc na tę – od Świderskiego w lepszej sytuacji są i Sebastian Szymański, chwalony za wejśćie do Eredivisie, grający w niezłym klubie, od deski do deski, i Arkadiusz Milik, który radzi sobie w jednej z czterech najmocniejszych lig świata, w drużynie z jej topu. Ta dwójka ma jednak problem innej natury – skromny licznik z dobrymi występami w kadrze. Szczególnie Milik zmemowiał do reszty – a o odbudowę zaufania kibiców reprezentacji Polski nie walczy się w Turynie, tylko na Stadionie Narodowym.

Tutaj na pewno Czesław Michniewicz będzie miał twardy orzech do zgryzienia – a przecież trzeba pamiętać, że gdzieś dalej ze swoimi ambicjami i swoimi argumentami zostali piłkarze jak Piątek, Klich czy Kownacki.

2. Czy na pewno Krychowiak?

Samochód staje na środku drogi. Kierowca, absolutnie bez wiedzy na temat mechaniki, włącza światła awaryjne, otwiera maskę, staje przed bebechami swojego auta i… No właśnie. Każdy zna ten dźwięk. “Py-py-py-py-pyyyy”… Co by tu zrobić.

Podobnie wygląda sytuacja kibica polskiej reprezentacji, który otwiera składy na kolejny mecz Polski i czyta nazwisko Grzegorza Krychowiaka. Każdy instynktownie czuje, że zasługujemy już na coś lepszego – coś pokroju dawnego Grzegorza Krychowiaka, który był sześć lat młodszy i grał w hiszpańskim klubie w finałach europejskich pucharów. Ale też każdy instynktownie wie, że w praktyce “coś lepszego” to wślizgi Jacka Góralskiego albo Jakub Moder o kulach.

Grzegorz Krychowiak nie ułatwia życia swoim obrońcom – regularnie brakuje mu występów, za które moglibyśmy go pochwalić. Odszedł do dość egzotycznej ligi, w praktyce: zniknął z radarów osób, które mają okazję co tydzień obserwować większość spośród naszych kadrowiczów. W reprezentacji zaczyna się kojarzyć ze swojej firmówki, czyli straty w środku pola, po której wycina rywala i otrzymuje żółtą kartkę. Nawet jeśli bywa pożyteczny w destrukcji – pamięta mu się przede wszystkim spowalnianie akcji ofensywnych, a i przy odbiorach czy blokach nie jest tak efektowny jak “Kapitan Polska”, czyli Kamil Glik. Ba, sam regularnie dostarcza takich akcji, jak “przekazywanie krycia” przy aucie dla reprezentacji Walii. Siłą rzeczy w świecie, który TikTokiem i relacjami na Instagramie stoi – do świadomości kibica przebijają się właśnie takie rzeczy, a nie solidność, którą fragmentami jest w stanie zagwarantować Krychowiak.

A mimo tych wszystkich wad – trudno jasno odpowiedzieć na pytanie, kto mógłby go zastąpić na pozycji numer sześć. Kto mógłby być na tyle ograny, by bez trudu radzić sobie z rozbijaniem akcji rywali, a jednocześnie na tyle pewny siebie, by stanowić wartość dodaną do naszej gry ofensywnej. Im więcej występów Krychowiaka – tym więcej wątpliwości. Im więcej przemyśleń na temat jego ewentualnych następców czy zastępców – tym większy ból głowy. Zwłaszcza, że ilekroć klarują nam się jakieś alternatywy w środku pola – tylekroć daje o sobie znać nasz narodowy pech. Moder. Bielik. Góralski po transferze do lepszej ligi. Wystarczy cień szansy, by stworzyć selekcjonerowi możliwość ułożenia środka pola bez Krychowiaka, a już pojawiają się problemy zdrowotne. Co gorsza – poza znakami zapytania przy Krychowiaku, mamy też…

3. Czy jeśli na pewno Krychowiak – to kto z nim?

znaki zapytania na pozycji obok Krychowiaka. Niestety, po tym zgrupowaniu raz jeszcze się potwierdziło – najwięcej uznania w oczach kibiców zyskują ci, którzy… aktualnie nie mogą grać. Nie deprecjonujemy oczywiście Jakuba Modera, ale im dłużej nie ma go w kadrze, tym bardziej urasta do rangi człowieka, bez którego nie jesteśmy w stanie w ogóle grać w piłkę nożną. Dziś najbezpieczniej jest dopominać się o jego występ, najbezpieczniej jest snuć scenariusze o tym, jak doskonałym organizmem byłaby kadra napędzana jego kreatywnością oraz techniką. Najbezpieczniej – bo nie da się szybko powiedzieć “sprawdzam”.

Inaczej ma to miejsce z tymi, którzy są zdrowi oraz powołani. Wydawało się, że skoro ze swoimi klubowymi problemami uporał się Karol Linetty – być może uda się jeszcze raz spróbować rozwiązania z nim w roli “ósemki”. Jego kariera była na potężnym zakręcie, ale w tym sezonie zagrał niemal wszystkie mecze w barwach Torino, które zanotowało całkiem udany start Serie A. Niezły piłkarz, doświadczony, regularnie grający w mocnej lidze – brzmi jak rozwiązanie problemu. Początek był obiecujący – Karol Linetty przez dłuższy czas był najczęściej pokazywanym polskim zawodnikiem w meczu z Holandią, ale tylko dlatego, że po jego niefortunnym starciu z boiska musiał zejść Koopmeiners. Potem wydawało się, że Linetty zszedł razem z nim. A tak dyskretny występ, gdy gramy czwórką środkowych pomocników, to nigdy nie jest dobra informacja.

Im dłużej trwały męczarnie nasze oraz naszych reprezentantów w meczu z Holandią, tym atrakcyjniej wyglądał Szymon Żurkowski. Okej, może i gra rzadko, okej, może i nie jest aż tak doświadczony. Ale zadziałała magia “bycia nieobecnym” podczas pierwszego z meczów zgrupowania. Największą zaletą Żurkowskiego było to, że nie był Linettym i nie wziął udziału w starciu z Holandią. Gdy dostał szansę z Walią, najdelikatniej rzecz ujmując – nie oczarował. Piłka mu odskakiwała, podejmował kiepskie decyzje, zmarnował świetne podanie Piotra Zielińskiego. Część osób zaczęła się zastanawiać, że może jednak warto dać sto osiemnastą szansę Karolowi Linettemu, inni zerkali w stronę ławki, by sprawdzić, kto jeszcze nadawałby się do sprawdzenia na tej pozycji i w tym systemie.

Problemy Mateusza Klicha, brak reprezentacyjnego ogrania u Jakuba Piotrowskiego, przedłużające się leczenie innych środkowych pomocników, którzy mogliby w teorii zagrać nie zamiast, ale obok Krychowiaka (jak choćby Bielik czy Góralski) – sumując wszystko, zostajemy z kilkoma niezłym dublerami dla zawodnika, który nie istnieje. Albo inaczej: istnieje, ale raczej na mundial się nie wyleczy. Moder wydaje się nie posiadać logicznej konkurencji i alternatywy. Efekt jest taki, że trochę z braku innego wyjścia stawiamy na Krychowiaka i z braku innego wyjścia obok niego lądują kolejni rozczarowujący pomocnicy.

4. Pięć newralgicznych pozycji, jeden przekonujący dubler

Nieco lepiej sytuacja wygląda z tyłu, gdzie chyba ostatecznie wybraliśmy wariant z trzema stoperami oraz dwoma wahadłowymi. Oczywiście, to nie były wybitne mecze Jana Bednarka i Kamila Glika, ale to duet, który poniżej pewnego poziomu nie powinien zjechać. Jako trzeci podstawowy stoper objawił się Jakub Kiwior i trudno sobie obecnie wyobrazić ten blok bez jego udziału. Ta podstawowa trójka ma swoje wady i ograniczenia, choćby przy wychodzeniu spod pressingu, ale jednocześnie nie przyprawia o ból głowy, który towarzyszy każdej próbie złożenia logicznej pary w środku pola, za plecami Zielińskiego.

Nieźle prezentują się też perspektywy jeśli chodzi o wahadła. Wydaje się przesądzone, że będziemy grać asymetrycznie, z nieco cofniętym Mattym Cashem na prawej stronie oraz nieco wysuniętym Nikolą Zalewskim na lewej, gdzie zresztą będzie mu towarzyszył najlepszy spośród stoperów jeśli chodzi o rozegranie – czyli Kiwior. To wszystko ma sens, ma ręce i nogi – pięciu piłkarzy o sporym potencjale, o historii przyzwoitych występów w kadrze, z niezłą pozycją w swoich klubach, no i spoza lig ogórkowych – najsłabiej wygląda Serie B u Glika, ale poza tym mamy dwóch z Serie A i dwóch z Premier League. Problem zaczyna się w momencie szukania planu B. Na ten moment alternatywę wydaje się posiadać jedynie prawe wahadło, gdzie kontuzjowanego Casha całkiem porządnie zastąpił Bartosz Bereszyński. Istnieje też szansa, że tutaj możemy włączyć do dyskusji Przemysława Frankowskiego, a nawet Tomasza Kędziorę z Robertem Gumnym i prawy bok jest doskonale ubezpieczony.

Gorzej ze stoperami oraz lewym wahadłem, gdzie przekonujących i przetestowanych zmienników zwyczajnie nie ma. Do Arkadiusza Recy najczęściej wzdychaliśmy nie wtedy, gdy grał, ale gdy na lewej flance występował przesunięty tam z konieczności Bartosz Bereszyński. Michał Skóraś to jednak nadal tylko przedstawiciel Ekstraklasy, w dodatku trudno sobie go wyobrazić, gdyby miał obsadzać przestrzeń od pola karnego do pola karnego. Sytuację wśród stoperów najlepiej obrazują nawoływania częsci ekspertów i kibiców do powrotu ustawienia 4-4-2, właśnie z uwagi na fakt, że zamiast trzech stoperów, będzie można wystawić “jedynie dwóch”.

Pamiętajmy jednak, że to futbol reprezentacyjny. Na komfort obsadzenia każdej pozycji przynajmniej dwoma zawodnikami może sobie pozwolić kilka narodów świata – Polska do nich nie należy i raczej prędko do tego grona nie dołączy. Wypada raczej cieszyć się, że udało się uzbierać w miarę logiczną pierwszą piątkę, w której za każdym z nazwisk da się znaleźć sporo merytorycznych argumentów.

5. Czy faktycznie możemy jedynie reagować?

I to chyba pytanie najbardziej bolesne. Nawet w meczu z Walią, która ewidentnie odstawała od poziomu całej Dywizji A Ligi Narodów, Polska nie była w stanie zdominować meczu, nie była w stanie zasypać rywala sytuacjami bramkowymi. Tak, ten atak pozycjyny przed trafieniem Świderskiego to absolutny majstersztyk, ale też – wyjątek na polskiej mapie futbolowej. Jak zwracali uwagę eksperci, wśród nich Michał Zachodny na Weszło – ogółem rządy Czesława Michniewicza to jednak delikatny odwrót od tego, co próbował uskutecznić Paulo Sousa. Różnicę zdań w kwestii rozłożenia akcentów między defensywą a ofensywą słychać zresztą nawet w wypowiedziach Roberta Lewandowskiego i Czesława Michniewicza. “Lewy” od dłuższego czasu zaznacza, że atakujemy zbyt małą liczbą zawodników, momentami frustruje się, gdy jest zmuszony czekać na podłączenie się do akcji wahadłowych lub środkowych pomocników. Te gesty są wyjątkowo czytelne już z poziomu transmisji telewizyjnej, a często idą za nimi podobne wypowiedzi już w wywiadach i na konferencjach prasowych.

Z drugiej strony biorąc pod uwagę problemy z punktów 1-4: dość karkołomnym zadaniem jest oczekiwanie natychmiastowej zmiany modelu gry na bardziej ofensywny, oparty na kreacji i wysokim pressingu, by jak najszybciej odzyskać futbolówkę. Brakuje nam tu zwłaszcza środka pola, ale i bardziej mobilnych stoperów, którzy lepiej czuliby się bliżej bramki rywala. Jak zauważył Wojciech Szczęsny w pomeczowych wypowiedziach – jako reprezentacja dobrze czujemy się próbując dowieźć wynik, jakby to ujęli trenerzy z tytułem UEFA C – z dupą we własnym polu karnym. Ciężary zaczynają się, gdy stoper nie ma jedynie zablokować strzału ofiarnym wślizgiem, ale też odważnie zagrać między liniami, albo nawet wejść z piłką w środek pola, szukając następnie napastników.

Poza tym, patrząc na rzeczywistość w sposób pragmatyczny – futbol oparty na reagowaniu czeka nas i z Argentyną, i z Meksykiem. Ostatecznie Michniewicza nikt nie będzie rozliczał ze współczynnika xG czy sumy podań progresywnych od stoperów, ale z liczby punktów po trzech grupowych meczach. A po tym zgrupowaniu, w tym kontekście, mimo problemów i niedoróbek – nie ma jeszcze powodów do paniki.

Komentarze