Brutalne morderstwo sędziego. Wstrząsające notatki mordercy

Daniele De Santis
Obserwuj nas w
PressFocus / Instagram Na zdjęciu: Daniele De Santis

“Jedna część mnie jest z powodu tego morderstwa smutna, ale w środku odczuwam tak naprawdę satysfakcję. Cieszę się, że zadałem aż 60 ran nożem” – to szokujące słowa z notatek Antonio De Marco. 21-latek zabił w 2020 roku obiecującego włoskiego sędziego, Daniele De Santisa i jego dziewczynę. Wyznał przy tym, że torturował ich, bo nie mógł na nich patrzeć. “Byli zbyt szczęśliwi”.

Najbliżsi Daniele De Santisa mówią, że cieszył się życiem i brał z niego to, co najlepsze. Rodzice z dumą patrzyli na 33-letniego syna, który był u progu wielkiej kariery. Jak podaje Corriere della Sera, prowadził on mecze Serie C, ale pojawiał się też jako arbiter techniczny na spotkaniach wyższej klasy rozgrywek. Realizacja marzenia, jakim było sędziowanie w Serie A, wydawało się być kwestią czasu. 23 września 2020 roku miał być jednym z arbitrów podczas meczu Pucharu Włoch. Dwa dni przed tym spotkaniem został zamordowany.

Morderca chciał, by cierpieli

Zdarzenie to wstrząsnęło włoskimi mediami, a sprawa bolała tym bardziej, że wraz z Daniele De Santisem zginęła jego długoletnia dziewczyna, Eleonora Manta. Ich wspólne, szczęśliwe zdjęcia z wakacji szybko obiegły Internet. Wszyscy zadawali sobie pytanie, kto mógł zamordować tak sympatycznych i młodych ludzi.

Do całego zdarzenia doszło we wrześniowy poniedziałkowy wieczór w apartamencie De Santisa w Lecce. Morderca był przygotowany i wiedział, jak wejść do domu, by nie uruchomić alarmu. Miał na sobie czarną kominiarkę i ciemne, zakrywające ciało ubranie. Nie przewidział jednak tego, że ofiary go zauważą. To właśnie krzyki z apartamentu zaalarmowały sąsiadów. Jeden z nich zeznał policji, że widział zamaskowanego mężczyznę uciekającego z miejsca zdarzenia. W ręce trzymał nóż. Jego obecność zarejestrowały też kamery CCTV.

Policja jeszcze tego samego wieczoru zjawiła się na miejscu. Widok, jaki zastali, był zdaniem La Repubblica koszmarny. Daniele De Santis leżał przy schodach na drugim piętrze. Wszędzie była krew i tylko krew. Sprawca zadał parze około 60 ran nożem. Nie umarli po pierwszych ciosach. To była bolesna i długa śmierć.

Od razu pojawił się przypuszczenia, że zbrodnia ta miała podłoże osobiste. Morderca musiał znać ofiary i czerpał satysfakcję zadając im tak wiele bólu. Nie chodziło mu o rabunek i szybkie wyeliminowanie ofiar przebywających w apartamencie. Prokurator zajmujący się sprawą powiedział dziennikarzom Il Globo, że dawno nie widział, by kogoś pozbawiono życia w tak brutalny i bezlitosny sposób.

Chciał wykonać napis za pomocą krwi

Śledczym pomogło to, że sprawca zostawił wiele śladów na miejscu zbrodni. De Santis i jego dziewczyna próbowali się bronić i uciekali klatką schodową. Policję od początku zastanawiało to, że sprawca wiedział, jak bez włączenia alarmu dostać się do środka. Znał też układ pokojów. Nic dziwnego, że jedną z pierwszych osób jakie przesłuchano był 21-letni student pielęgniarstwa, Antonio De Marco. Szybko ustalono, że blisko kolegował się on z zamordowaną parą. Jeszcze kilka tygodni przed zbrodnią pomieszkiwał nawet w ich apartamencie i miał do niego klucz. De Santis poprosił go o to, by się wyprowadził pod koniec sierpnia. Śledczy szybko połączyli wszystkie wątki i De Marco został aresztowany.

Po parunastu dniach śledczy przedstawili rekonstrukcję zdarzeń. 21-latek włamał się do domu, gdy para jadła kolację i zadał pierwsze dźgnięcia De Santisowi w kuchni. By dostać się do środka użył klucza, który prawdopodobnie przed wyprowadzką od swoich znajomych miał potajemnie dorobić. De Santiss i jego dziewczyna próbowali się bronić, ale byli bezradni wobec napastnika z nożem. Sędzia jako pierwszy został zaatakowany. W międzyczasie kazał swojej ukochanej uciekać na wyższe piętro. Sam dotarł na drugie, gdzie ostatecznie po otrzymaniu kilkudziesięciu brutalnych ran się wykrwawił.

Na podstawie notatek znalezionych przy rzeczach De Marco odtworzyć można było jego plan działania. By dokonać morderstwa zakupił specjalny nóż myśliwski na tę okazję. W plecaku miał też ze sobą rozpuszczalniki, aby usunąć z apartamentu wszelkie ślady, które mogły powiązać go z tą zbrodnią. Od początku zakładał, że nie pozbawi ich życia w kilka minut. “Będą cierpieć. Chcę ich torturować” – napisał. Planował też zostawić na ścianie salonu napis wykonany ich krwią. Ostatecznie nie wykonał ostatniego punktu i nie zatarł swoich śladów. Nie przewidział najwyraźniej tego, że ofiary będą krzyczeć. Wolał więc opuścić miejsce zbrodni nim zjawią się świadkowie i policja.

Do morderstwa popchnęła zazdrość

Do oficjalnego zatrzymania De Marco doszło 28 września 2020 roku, dokładnie tydzień po zbrodni. Media we Włoszech poinformowały wówczas, że przyznał się do popełnionych czynów. Wyznał nawet, dlaczego dopuścił się tak strasznego czynu. – Nie mogłem znieść tego, że byli tacy szczęśliwi. Zazdrościłem im tego. Też chciałem mieć takie życie. Postanowiłem im je odebrać – powiedział.

Wyrok w tej sprawie zapadnie prawdopodobnie na wiosnę 2021 roku. De Marco, z uwagi na brutalność popełnionego czynu, grozi nawet dożywotnie pozbawienie wolności. Przemawiają za tym zresztą notatki samego mordercy, do których dotarli dziennikarze La Gazetta Del Mezzogiorno. “Gdybym był na zewnątrz moja chęć zabijania by powróciła. Jedna część mnie jest z powodu tego morderstwa smutna, ale w środku odczuwam tak naprawdę satysfakcję. Cieszę się, że zadałem aż 60 ran nożem” – napisał 21-latek, dodając, że odczuwa niedosyt.

„Marzy mi się jakaś masakra, takiej jak dokonywałem w grze Grand Theft Auto. Jakaś część mnie mówi mi, że byłby to świetny pomysł (…). Czasem czuję, że jestem prawdziwym potworem. Najgorsze jest to, że ta myśl nawet mi się podoba” – cytowały notatki mordercy włoskie media. Odnosząc się do samej zbrodni w Lecce, napisał: “Zabiłem ich, bo chciałem się zemścić. Dlaczego ich życie miało być takie szczęśliwe, podczas gdy moje okazało się takie smutne?”.

Media spekulują, że obrona oskarżonego o morderstwo będzie chciała, by zamiast do więzienia trafił do oddziału psychiatrycznego. Rodzice De Santisa i jego dziewczyny oczekują z niecierpliwością na wyrok skazujący. Wierzą, że odczują wtedy choć małą ulgę. Rodziny ofiar zaznaczają przy tym, że nie chcą żadnej rekompensaty finansowej od mordercy. Mówią, że jeśli przysługiwać im będą jakieś pieniądze, to oddadzą je na cele charytatywne.

Komentarze