Reprezentacja Polski i smutny dzień świstaka. Olkiewicz w środę #172

Reprezentacja Polski znów znalazła się w punkcie wyjścia - z trenerem u schyłku swojej pracy, który tak naprawdę w ogóle nie powinien jej dostać. Z drużyną zmęczoną pracą z selekcjonerem, ale też drużyną zmęczoną własnym towarzystwem. Z kapitanem, a jakże, zmęczonym - i ludźmi wokół kapitana, zmęczonymi kapitanem. Oraz kibicami. Tak jest, zmęczonymi.

Robert Lewandowski i Michał Probierz
Obserwuj nas w
Action Plus Sports Images / Alamy Na zdjęciu: Robert Lewandowski i Michał Probierz
  • Reprezentacja Polski jest już w końcowej fazie przepoczwarzania się w klasówkę z matematyki – niechcianą przez nikogo, odwlekaną, ile się da, męczącą i pozostawiającą uczucie głębokiego dyskomfortu i rozczarowania.
  • Oczywiście obecnie jesteśmy na etapie uzasadnionego i zasłużonego biczowania Michała Probierza, ale nie mam wątpliwości, że entuzjazm, który pojawi się za moment wokół zespołu będzie bardzo na wyrost.
  • Kadra od dłuższego czasu kręci się w kółko i nie uważam, by odpowiedzialności mógł uniknąć ktokolwiek, kto miał z nią kontakt w ostatnich 5 latach.

Reprezentacja Polski, czyli wciąż ten sam cykl

Michał Probierz przestanie wkrótce pełnić rolę selekcjonera reprezentacji Polski, nie jestem w stanie uwierzyć, że po tych dwóch latach Cezary Kulesza znajdzie sposób, by wyjść z tej sytuacji z twarzą w sposób inny, niż zwolnienie swojego znajomego jeszcze z czasów Jagiellonii Białystok. Podziwiam jednak optymizm i wiarę tych, którzy uważają, że w ten cudowny sposób rozwiązane zostaną problemy reprezentacji Polski i już od następnego, wrześniowego zgrupowania, znów poczujemy dumę i radość z oglądania spotkań biało-czerwonych. Postanowiłem na moment przenieść się w czasie jeszcze dalej, aż do listopada, by zasięgnąć języka u tych, którzy już w listopadzie 2025 roku żyją. Oto luźny zapis tego, co się wkrótce wydarzy.

Wakacje – wybór nowego trenera, albo Polak z jednoznacznie pozytywną opinią w każdym środowisku (pasują m.in. Maciej Skorża czy Jan Urban), albo zagraniczny z dużym nazwiskiem (sprawdzić, czy nie Santos). Cezary Kulesza podkreśla – wysokość kontraktu nie grała roli, nie będziemy szczędzić na naszej najważniejszej drużynie. Nie uważamy, by eliminacje były już przegrane, oczywiście, będzie trudno wyprzedzić Holendrów, ale z Finami czeka nas jeszcze mecz rewanżowy, a odbędzie się w naszej twierdzy, na Stadionie Narodowym. Kibice patrzą nieufnie, ale pierwsze wywiady nie pozostawiają wątpliwości – trener cytuje Jana Pawła II, odwołuje się do pięknej historii polskiego oręża, zapewnia, że śledził dokładnie reprezentację od lat, więc ma zdiagnozowane najpoważniejsze problemy. Oczywiście liczy na owocną współpracę z Robertem Lewandowskim, który jest najlepszym piłkarzem świata, w dodatku nigdy w historii żaden Polak nie grał w piłkę lepiej (sprawdzić, czy nie kolega Bońka). Kiedy rusza do pracy? Tak naprawdę już ją rozpoczął, ogląda mecze eliminacji europejskich pucharów, przeczesuje Ekstraklasę, ogląda Urbańskiego, wypożyczonego do Basaksehiru. Pierwsze spotkanie? Oczywiście z Lewandowskim w Barcelonie, ale w planach jest też odwiedzenie Birmingham i obiad z całą rodziną Cashów. Trzecim celem Mediolan, gdzie nowy selekcjoner zje kolację z Piotrem Zielińskim i Nikolą Zalewskim.

Wrzesień – pierwsze zgrupowanie. Gramy z Holandią na wyjeździe. Przed meczem konferencja prasowa, obecny Robert Lewandowski. „Na pewno nie jest już tak duszno, trochę jakby ktoś otworzył okno i wpuścił trochę powietrza”. Ktoś z sali żartuje – ktoś przez to okno chyba w międzyczasie wypadł. Sala chichocze, Robert Lewandowski skromnie spuszcza wzrok, ale też się uśmiecha. Nowy selekcjoner chce grać ofensywnie nawet z najsilniejszymi, zrywa z tym minimalizmem, który wielokrotnie trawił kadrę. „Ja osobiście czuję, że mogę jeszcze długo rywalizować na najwyższym poziomie. Cieszę się też, że drużyna ze zrozumieniem przyjęła moją rezygnację z ostatniego zgrupowania. Opaska kapitańska? Jestem dumny, że znów mogę ją nosić”. Selekcjoner chwali Lewandowskiego, chwali drużynę, chwali pierogi (jeśli jest z zagranicy), albo Ekstraklasę (jeśli krajowy). Holandia? Tanio skóry nie sprzedamy.

Tanio skórę sprzedajemy, 3:1, posiadanie piłki na poziomie 32%.

„Musimy się trochę dotrzeć, to dopiero pierwszy mecz”. Atmosfera uspokajania – straciliśmy dużo czasu z trenerem Probierzem, będzie teraz potrzeba trochę pracy, żeby kadra znów grała ten futbol, co za Nawałki (ktoś z sali nieśmiało przypomina, że to było 9 lat temu, ale nikt go nie słyszy). Z Finlandią na pewno będzie to wyglądało lepiej, a potem walczymy o baraże. Sami widzicie, jest już więcej uśmiechu, niż na ostatnim zgrupowaniu (wymowne przewrócenie oczami). Pracuje nam się dobrze, wreszcie rozumiemy taktykę trenera, wreszcie to jest nowoczesny, ofensywny futbol.

Z Finlandią wymęczone zwycięstwo, ewentualnie remis.

– Progres jest widoczny, ewidentnie widać, że selekcjonerowi o coś chodzi, że ma swoją wizję, że nie boi się odważnej gry. Kolejne bla bla bla piłkarzy, trenera, ekspertów, dziennikarzy. W statystykach wyglądamy mniej więcej tak, jak przy przegranym 1:2 meczu z czerwca, ale tym razem Lewandowski wcisnął gola, wtedy go nie było i Cash trafił w obrońcę. Bywa. Panuje ostrożny optymizm. Oczywiście dalej ogrywamy Litwę, przegrywamy z Holandią, ogrywamy Maltę, jesteśmy w barażach. „Ach, gdyby wcześniej wymienić Probierza” – dominuje opinia, że kto wie, może powalczylibyśmy z Holandią o pierwsze miejsce. Oczywiście w barażu jesteśmy w stu procentach zależni od losowania i formy w klubach poszczególnych piłkarzy – bo zagramy wreszcie z w pełni równorzędnym rywalem. Oczywiście nie będziemy mieć wypracowanej żadnej wybitnej strategii, oczywiście selekcjoner nie wynajdzie żadnej nowej perły – bo zwyczajnie w pół roku, w sześć jednostek treningowych i z kapitałem personalnym Polaków niczego innego się nie urodzi. Nadal będą grali ci sami. Nadal będą w podobnej sytuacji klubowej – Walukiewicza nie ściągnie Manchester City, Szymańskiego nie kupi Atletico, połowa skrzydłowych będzie głównie siedziała na ławce we własnym klubie. Będziemy liczyć na to samo, co zawsze – że się uda. Że się prześlizgniemy.

Ale co się nasłuchamy o tym, że wreszcie reprezentacji zaświeciło słońce, to nasze.

Reprezentacja Polski – tego się nie naprawi, przynajmniej nie od razu

Ktoś powie – no to co, lepiej się położyć i nie robić nic? Oczywiście, że nie. Natomiast to, czego oczekiwałbym od polskiego środowiska piłkarskiego, to elementarnego wyciągania wniosków. Zapisywania w pamięci czegoś więcej, niż tylko ostatniej wypowiedzi któregoś z liderów kadry. Gdy już wpadniemy w euforię, że po Probierzu zatrudniamy, strzelam, Paulo Bento lub Bruno Petkovicia, to będziemy pamiętać, że trzon kadry to nadal ci sami ludzie, którzy nie wyszli pogadać z dziennikarzami po porażce z Finlandią. Że kapitanem tej kadry będzie ten sam człowiek, który na mecz z Finlandią w ogóle nie przyjechał. Że to nadal będą ci sami ludzie pozbawieni charyzmy, przytłoczeni odpowiedzialnością, wystraszeni własnego cienia, wewnętrznie podzieleni i nadający na siebie nawzajem do zaprzyjaźnionych mediów. Że problemy tej reprezentacji ani nie zaczynają się na Michale Probierzu, ani też na nim się nie zakończą. Zaglądanie pod każdy kolejny kamień wokół kadry to zaglądanie w czerń, w mrok, w czystą antypatię. Gdziekolwiek spojrzeć, tam sprzeczne wersje, manipulacje, brak cywilnej, elementarnej odwagi, czy to boiskowej, czy poza nim. Piłkarskie błędy, brak jakości, czasem też brak ambicji, gdy ławka zagranicznego klubu staje się wygodną stacją docelową.

Wynoszony pod Niebiosa Paulo Sousa przegrał ze Słowacją i Węgrami, 1:0 z Albanią też po prostu wymęczył. Każdy inny selekcjoner był już głównie krytykowany, więc nawet nie ma sensu się nad nimi pochylać. Nie bronię w ten sposób selekcjonerów, zwracam uwagę, że podczas obecnego cyklu kadry znajdowały się też mecze, które powinny zostać wygrane nawet bez żadnego selekcjonera – mam tu na myśli choćby udowodnienie potężnej przewagi jakości nad Mołdawią, i za Santosa, i za Probierza. Winy selekcjonerów jest wiele – może nawet wina selekcjonerów jest największa, a paradoksalnie odpowiedzialnością za ich dobór podzielili się Kulesza (Michniewicz, Santos, Probierz) i Boniek (Brzęczek, Sousa). Ale winy piłkarzy, wszystkich piłkarzy, łącznie z kapitanem i liderem, łącznie z tymi, którzy stanowią twarz reprezentacji od lat, też jest mnóstwo. Gdy przypominam sobie wypowiedzi – nawet Roberta Lewandowskiego! – z początku kadencji każdego trenera, widzę ten obrazek, który czeka nas już za parę tygodni, po zwolnieniu Michała Probierza. Miesiąc miodowy, wszystko jest kapitalnie, trener cudowny, treningi świetne, selekcja twarda, ale sprawiedliwa. Potem apele o czas, o to, że już prawie widać poprawę, już prawie widać progres. A następnie, gdy przestaje żreć karta – pierwsze przecieki, że trener w sumie to kiepski, że treningi w sumie padlina, że w ogóle gość rzadko się myje i pali fajkę.

Zmienimy trenera, kolejny raz. Ale nie zmienimy piłkarzy, nie zmienimy grupy selekcyjnej, raczej nie zmienimy już stosunków w drużynie, które, patrząc z boku, od dawna były co najmniej napięte. Nie zmienimy tego, że do kadry wchodzą nowe nazwiska, nowi ludzie, w teorii już nieskażeni tym całym syfem, który piłka fundowała dzieciakom w latach 1980-2010 – a jednak każdy z nich wypowiada się równie kuriozalnie, jakby od dziecka funkcjonował wyłącznie w świecie Dziurowiczów i Fijarczyków. Całkiem rozsądne chłopy dostają pierwsze powołanie i nagle zmieniają się w przezroczyste męczybuły. Całkiem solidni piłkarze z klubów, w reprezentacji gubią mapę. Finlandię zawalił nam Skorupski, jeden z co najmniej czterech polskich klasowych bramkarzy, przedstawiciel jedynej pozycji, na której od lat mamy pełen spokój, a nawet ten słynny „kłopot bogactwa”.

Jestem daleki od używania wielkich kwantyfikatorów: przeklęta reprezentacja, na wieki sczeźniemy, nic nas dobrego już nigdy nie czeka. Ale wystarczą dwa potężne narzędzia: pamięć i oko, by zauważyć, że od lat mamy coraz słabszych piłkarzy z coraz gorszym nastawieniem, którzy coraz gorzej dogadują się między sobą i ze światem zewnętrznym, a których prowadzą też coraz gorsi trenerzy zatrudniani przez coraz gorszych prezesów. Nie ma tu niewinnych. Nie ma tu takich, którym warto kibicować. Jest jedno wielkie zmęczenie wszystkich wszystkim. Najbardziej – kibiców kadrą.

Najgorsza jest świadomość, że lepiej nie będzie – że czeka nas dokładnie to, co opisałem. Wielkie nowe nadzieje i zwykła stara rzeczywistość. Dzień świstaka. Tylko na smutno.

Komentarze