Kamil Piątkowski wsiada w rakietę i leci w kosmos. “Nie można pozwolić na utopienie piłkarza”

Kamil Piątkowski
Obserwuj nas w
redbullsalzburg.at Na zdjęciu: Kamil Piątkowski

– Odkąd tylko Salzburg pojawił się wśród klubów zainteresowanych pozyskaniem Kamila, wiedzieliśmy, że to będzie dobry krok. Piłkarze powinni podwyższać sobie poprzeczkę do takiego poziomu, do którego są w stanie doskoczyć – słyszymy od menedżera Kamila Piątkowskiego. Austriacki klub to fabryka świetnych piłkarzy i trampolina do kariery.

  • Kamil Piątkowski latem zamieni Raków Częstochowa na RB Salzburg. Kwota transferu to 6 mln euro
  • Polak miał oferty ze znacznie silniejszych klubów, ale trudno dziwić się, czemu zdecydował się na tę od mistrza Austrii
  • Przedstawiamy, czym jest RB Salzburg i jak ten klub wygląda od środka

Gdyby RB Salzburg miał przypisać sobie motto innej drużyny, pewnie zdecydowałby się na barcelońskie “więcej niż klub”. To nie jest miejsce, do którego przyjeżdża się na treningi, w weekend gra mecz i jakoś się to kręci. To korporacja, której każda minuta funkcjonowania jest oparta o plan. Pozbawiona przypadkowych ruchów, nastawiona na jasny model działania. Każdy piłkarz, który tu przyjdzie, musi rokować na tyle poważnie, że sprzedanie go w przyszłości do któregoś z europejskich gigantów nie jest mrzonką. Gdy trafiasz do Salzburga, masz wszystko, by zrobić wielką karierę. Pytanie, czy to wykorzystasz.

– Sprzedajemy zawodników, aby dać im możliwość zrobienia kolejnego kroku w kierunku większego klubu. I w drugą stronę – szukając piłkarzy dużo rozmawiamy z nimi, ich menedżerami, rodzicami. Ważne jest, by pokazać, jak wielu naszym graczom udało się zrobić duże kariery. Nasi byli piłkarze są najlepszymi ambasadorami – mówi Christoph Freund, dyrektor sportowy klubu.

Nazwiska tych ambasadorów zna każdy, ale tylko przypomnijmy kilka dla formalności – Erling Haaland, Sadio Mane, Naby Keita, Dayot Upamecano, Dominik Szoboszlai, Stefan Lainer, Kevin Kampl, Xaver Schlager, Valentino Lazzaro, Jonathan Soriano, Munas Dabbur, Takumi Minamino – a to i tak po zrobieniu całkiem dużego przesiewu. Mało jest klubów w Europie, które produkują tak wielu piłkarzy, tak często i takiej jakości. A przy tym wszystkim regularnie walczą o najwyższe cele i mają przyjemność gry w Lidze Mistrzów. Piątkowski właśnie wsiada do rakiety, która może wystrzelić go w kosmos.

– To najlepsze miejsce w Europie do rozwoju dla młodego zawodnika – przekonuje Maciej Zieliński z agencji ProSport Manager, która pilotowała transfer Polaka. – Kariera piłkarza powinna iść krok po kroku, wykonanie zbyt dużego na zbyt wczesnym etapie może utopić zawodnika, a nie o to chodzi. Dlatego nie zwracaliśmy uwagę, jaką markę w historii piłki mają poszczególne kluby, a chcieliśmy umieścić Kamila tam, gdzie dostanie najlepsze narzędzia do rozwoju. Kamil ma bardzo podobne podejście do pracy. Gdy pojawił się temat Salzburga, od razu wiedzieliśmy, że to będzie to. Decyzję podjęliśmy wspólnie, ale nikt nikogo nie musiał przekonywać.

Ale jak ten Red Bull Salzburg działa na co dzień? Dużym uproszczeniem byłoby twierdzenie, że wszystko opiera się na trzech fundamentach, ale przesadą nie będzie, jeśli napiszemy, że są one kluczowe – dyrektor sportowy, trener i akademia.

Dyrektor sportowy

– W naszym dziale skautingu każdy wie, jakiego gracza szukamy. Rozglądamy się tylko za piłkarzami w wieku od 16 do 20 lat. Wiemy, jakiej charakterystyki szukamy. Potrzebujemy szybkości, inteligencji, dobrej mentalności, dobrego charakteru, graczy o mocnej psychice. Może to trochę różni się od metod w innych klubach – mówi Christoph Freund, który kilka lat temu zastąpił na stanowisku Ralfa Rangnicka, twórcę “nowego” Red Bulla. I tłumaczy na przykładzie Sadio Mane. – Najpierw dostrzegliśmy jego potencjał. Później oceniliśmy jego ruchy na boisku, szybkość, głód strzelania goli. Piłkarsko imponował, co otworzyło drzwi do spotkania. Chcieliśmy ocenić jego mental. Po chwili było dla nas jasne, że tu też się wszystko zgadza, że Mane jest idealnym kandydatem, by zrobić następny krok.

I dodaje. – Mentalność piłkarza jest bardzo ważna. Zawsze powtarzam, że ważniejsza niż talent. Zawsze interesuje nas, jak zawodnik zachowuje się poza boiskiem, jak trenuje, jaka jest jego reakcja na porażkę, jakie ma relacje z kolegami z drużyny. Staramy się zebrać wszystkie informacje na jego temat. Zobaczyć rzeczy na sesjach treningowych, których nie da się dostrzec na pierwszy rzut oka. Czasem zauważamy drobnostki, naprawdę niewielkie niuanse i mówimy: “Wow! Ale potrafi zrobić ruch”.

Sadio Mane trafił do Red Bulla w 2012 roku jako właściwie nikomu nieznany piłkarz z II-ligowego francuskiego Metz. Mało kto zwrócił wtedy na niego uwagę. W tamtym momencie miał na koncie ledwie pół roku gry na profesjonalnym poziomie, strzelił tylko jednego gola, a jego klub spadł do III ligi. Kosztował 4 mln euro. Dwa lata później Salzburg sprzedał go za 23 mln do Southampton, a reszta – z wygraniem Ligi Mistrzów na czele – jest już historią. Dziś serwis Transfermarkt wycenia Senegalczyka na 120 mln euro. Oczywiście takiej ścieżki nie przejdzie każdy, to niemożliwe. Ale doskonale widać tu cały mechanizm Red Bulla – od wypatrzenia nieoczywistego talentu, przez jego oszlifowanie, po drogą sprzedaż produktu gotowego do gry na najwyższym poziomie.

Zieliński: – Kamil nie był zaskoczony tym, jak wygląda baza treningowa, bo jeszcze przed transferem o wszystkim poczytał. Tylko się upewnił, że na obecnym etapie kariery nie mógł trafić lepiej. Może to zabrzmi pompatycznie, ale dokonaliśmy świetnego wyboru, który właściwie od początku nie podlegał wątpliwościom.

Freund nigdy nie ukrywał dumy z kierunku, w jakim podążył Red Bull Salzburg, choć zauważa jeszcze jeden element filozofii klubu – zatrudnianie odpowiednich trenerów, którzy idealnie pasują do wizji. Ich nazwisko nie ma znaczenia. Przypomina: – Marco Rose (dziś Borussia Moenchengladbach – przyp. red.) objął pierwszy zespół po tym, jak prowadził drużynę młodzieżową. Jesse Marsch w Europie w ogóle nie był znany. Ale obaj byli przekonani do naszego sposobu pracy i już wiemy, że trafiliśmy w 100 proc.

Trener

Pisząc ten tekst, opieramy się na reportażu “Four Four Two”. Dziennikarze tego magazynu wybrali się do Salzburga pod koniec 2019 roku, niedługo po tym, jak Red Bull rozegrał niesamowity mecz w Lidze Mistrzów przeciwko Liverpoolowi. Mistrzowie Austrii przegrywali już 0:3, by wyciągnąć wynik na 3:3. Ostatecznie ulegli The Reds 3:4, ale do historii klubu przeszła płomienna przemowa Jessego Marscha w przerwie spotkania na Anfield. Amerykanin przemawiał przez dwie minuty po niemiecku, zarzucał swoim piłkarzom, że mają zbyt wiele respektu dla rywali, sypał przekleństwami, gdzie każde miało swoje uzasadnienie. Po przerwie zobaczył inną drużynę.

– Zrzuciłem trochę za dużo bomb atomowych – śmieje się w rozmowie z “Four Four Two”. – Ale to nie jest moja standardowa przemowa. Tam było mnóstwo emocji, bo tego wymagała chwila. Gdybym zawsze przemawiał w ten sposób, byłoby to nieskuteczne, każdy by się wyłączył, zamiast słuchać. Aby dobrze zmotywować zespół, musisz wczuć się w potrzeby grupy w danym momencie. Piłka to 25 proc. taktyki i treningu, a 75 proc. przywództwa.

Jeszcze raz Maciej Zieliński: – Kamil rozmawiał dwa razy z trenerem Marschem – przed i po transferze. Wiedział doskonale, jaki będzie pomysł na niego, jak będzie wyglądać kadra Salzburga, jacy zawodnicy będą walczyć o miejsce na poszczególnych pozycjach. Wszystko zostało dobrze ułożone, przedyskutowane. To transfer numer trzy lub cztery w historii klubu. To pokazuje, jak poważnie go traktują i to sugeruje, że przychodzi tu, by grać, a nie długo czekać na szansę. Oczywiście nic za darmo nie dostanie, ale będzie miał stworzone takie warunki, by od razu grać.

Jedno jest pewne – Piątkowski trafi na trenera, który jest doskonałym psychologiem. W swoim gabinecie Marsch ma kilkadziesiąt opisów sytuacji, jak zachował się w trudnych dla zawodnika chwilach – gdy ten stracił pewność siebie, zmagał się z kontuzją lub miał inne problemy wpływające na jakość jego gry. Po to, by analizować te sytuacje i uczyć się na przykładach, jak docierać do głów piłkarzy. Sam nie próbuje z siebie robić ideała. – Spójrz na mój niemiecki – mówi w reportażu. – Popełniam błędy dosłownie w każdym zdaniu. To pokazuje moją niedoskonałość, ale staram się z tym walczyć, być coraz lepszy w tym względzie. W naszym zespole jest wielu młodych piłkarzy i oni muszą wiedzieć, że popełnianie błędów jest w porządku. Ta część procesu rozwoju polega na uczeniu się na błędach.

W Salzburgu jedność jest kluczowa. Każdy pracownik klubu – administracji, akademii, działu skautingu, czy pierwszego zespołu – ma wspólny cel. Banalnie proste, ale jeśli spojrzymy na wielkie kluby, szybko zwrócimy uwagę na ścierające się frakcje i rozjeżdżające się cele.

– To pozwala każdemu zrozumieć, jak lepiej zaangażować się w swoją pracę. Moja jest najłatwiejsza na świecie, ponieważ otaczają mnie ludzie lepsi w tym, co robią, niż ja. Nie muszę się martwić o to, czy nawalą, bo wiem, że nie. Mogę skupić się na tylko na swojej części. Ludzie muszą mieć wiedzę specjalistyczną, ufać sobie nawzajem i realizować plan. To zasada z biznesu, która obowiązuje w piłce nożnej. Nie rozumiem, dlaczego tak wiele klubów jej nie wyznaje – mówi Marsch.

I dodaje: – Mam znajomego, który napisał książkę na temat przywództwa. Jest tam fragment o pracach NASA w latach 70. Gdy pojawiłeś się wtedy w Houston i zapytałeś wszystkich, co próbują zrobić – woźnego, inżyniera, astronautów – każdy odpowiedział: wysłać człowieka na księżyc. Była jasna wizja i wszyscy wiedzieli, jaki jest ich cel. Bez względu na pozycję, realizowali swoje zadania w 100 proc. Dokładnie tak samo jest u nas.

Klub satelicki

W kontekście transferu Kamila Piątkowskiego nie ma sensu rozpisywać się o akademii, bo jest to rzecz, która najmniej go dotyczy. Ale by zrozumieć, jak perfekcyjnie nakręconą maszyną jest RB, warto wspomnieć o jeszcze jednym źródle pozyskiwania piłkarzy. Jeśli zwrócicie uwagę na herb II-ligowego klubu FC Liefering, nie umknie wam podobieństwo do tego z Salzburga. To klub satelicki, który rozwija najlepszych juniorów i daje im szansę gry w rozgrywkach seniorskich na bardzo wczesnym etapie. W obecnej kadrze FC Liefering nie ma ani jednego piłkarza powyżej 21. roku życia, a tylko dwóch ukończyło już 20 lat. Wydawałoby się, że taka strategia nie może iść w parze z dobrymi wynikami, jednak doświadczenie powinno robić swoje. Tymczasem jeszcze dwie kolejki temu drużyna o średniej wieku niższej niż 19 lat była liderem zaplecza austriackiej ekstraklasy, a obecnie traci do nowego cztery punkty.

Kamil Piątkowski miał oferty z Milanu, Atalanty, Lazio i Borussii Dortmund. Przykładając lupę do klubu z Salzburga, bardzo łatwo zrozumieć, czemu to Austriacy wygrali wyścig o Polaka.

***

Przy tworzeniu tekstu korzystałem z reportażu Alexa Jenningsa do magazynu Four Four Two: “How Red Bull Salzburg are trying to do things differently in their quest for European supremacy”.

Komentarze