- Minął rok od przejęcia reprezentacji przez Michała Probierza i – oprócz tego, że na pewno jest lepiej niż za Fernando Santosa – nie wiemy, w jakim ona jest miejscu
- Równie dobrze może być tak źle, jak było z Portugalią, albo tak dobrze, jak z Chorwacją – wyłączając oczywiście defensywę
- W “Przemowie” na chłodno o tym, co martwi, ale nie na tyle, by dyskusje o zmianie trenera uznać za nieabsurdalne
Reprezentacja Polski – co dalej?
Z selekcjonerami reprezentacji Polski jest trochę jak z ocenami piłkarzy po większości meczów – najlepsi są ci, którzy nie grali. Najlepszymi selekcjonerami są ci, którzy akurat nimi nie są, a ci, którzy są, zazwyczaj w opinii ludzi się nie nadają. Przez kilka ostatnich lat kolejni selekcjonerzy odchodzili przy ogólnonarodowym uczuciu ulgi i przekonaniu, że… no teraz może być tylko lepiej, teraz to – łooo, panie, bez tego nieudacznika to już na pewno odpali – a jednak kadencja ich następców w mniejszym lub większym stopniu doprowadzała do zapętlenia czasu. Czyli znów zaczęły się pojawiać głosy, że to droga donikąd i najlepiej byłoby dać kwiaty na pożegnanie i odesłać trenera w diabły. Cykl się zamyka i otwiera jednocześnie.
Czy to Probierz, czy nie Probierz, jesteśmy przeraźliwie niestali w uczuciach, co doprowadziło do tego, że od 2020 roku mieliśmy kolejno: trenera defensywnego, trenera ultraofensywnego, trenera ultradefensywnego, trenera… właściwie nie wiadomo, jakiego oraz obecnie trenera ofensywnego. Byli obcokrajowcy, byli Polacy. Wykorzystaliśmy wszystkie możliwości, co sugeruje, że może jednak nie w trenerze jest największy problem tej reprezentacji. Co rzecz jasna nie oznacza, że nie można Michała Probierza recenzować i poddawać w wątpliwość jego wyborów. I co zresztą mam zamiar zrobić.
Cała “Przemowa” w plejerce poniżej
Komentarze