Przekwitłe tulipany. Holandia ma problem od lat

Myron Boadu
Obserwuj nas w
fot. PressFocus Na zdjęciu: Myron Boadu

Reprezentacja Holandii zawsze słynęła z fenomenalnych środkowych napastników. Van Basten, van Hooijdonk, Kluivert, Makaay, van Nistelrooy, van Persie, Huntelaar czy nieco bardziej cofnięci Bergkamp i Gullit – takie nazwiska przez lata przewijały się w narodowej kadrze Królestwa Niderlandów. Jednak złote czasy mają to do siebie, że kiedyś muszą się skończyć, a po latach tłustych zwykle przychodzą chude.

Czytaj dalej…

Dla kraju tulipanów okres posuchy nadszedł po mundialu w Brazylii, na którym drużyna prowadzona przez Louisa van Gaala zdobyła brązowy medal. Niedługo później mit wielkiej Holandii upadł z ogromnym hukiem – Oranje nie zakwalifikowali się ani na francuskie Euro, ani na mistrzostwa świata rozgrywane w Rosji. Rozgorzały emocjonalne dyskusje i rozpoczęto poszukiwanie winnych niepowodzeń.

Nieudolni szkoleniowcy? To jedna z najbardziej trafnych i popularnych analiz. Jednak w tym przypadku problem nie jest oczywisty. Chociaż kolejni trenerzy nie imponowali ani wynikami, ani stylem, niekiedy po prostu nie mieli z czego wybierać. Trener niejednokrotnie zamienia się w krawca i kraje tak, jak mu materiału staje, a od pięciu lat pomarańczowej materii na pozycji numer dziewięć jest coraz mniej. I jest ona coraz gorszej jakości. Niegdyś jedwab, dzisiaj co najwyżej bawełna lub poliester.

Gwiazdą ostatniego udanego turnieju w wykonaniu Pomarańczowych był Robin van Persie. Napastnik Manchesteru United zdobył w Brazylii cztery gole – dwukrotnie trafił do siatki Hiszpanii, pokonał golkipera Australii, a w meczu o trzecie miejsce zaskoczył bramkarza gospodarzy. Reprezentacyjna przygoda wychowanka Feyenoordu zakończyła się w październiku 2015 roku, a więc rok po MŚ. W tym czasie Holendrzy zaliczyli fatalne eliminacje do Euro – zajęli dopiero czwarte miejsce w grupie i nie pojechali do Francji. Van Persie był rzucany po różnych pozycjach – najczęściej grał jako dziewiątka, ale ustawiany był także w parze z typowym skrzydłowym (Robben, Depay) lub jako ofensywny pomocnik, operujący za plecami Klaasa-Jana Huntelaara. Snajper Schalke pożegnał się z kadrą właściwie w tym samym momencie, w którym odszedł z niej jego rówieśnik (obaj urodzili się w sierpniu 1983 roku) – obaj po raz ostatni wystąpili w wyjściowej jedenastce w starciu z Czechami, kończącym wspomniane kwalifikacje.

W październiku 2015 roku Oranje zostali pozbawieni dwóch klasycznych i wartościowych dziewiątek. Huntelaar wprawdzie siedział na ławce podczas trzech kolejnych spotkań (towarzyskich), jednak w żadnym z nich nie wszedł na boisko. Kto w meczu z Walią zameldował się w pierwszej linii? Mierzący 196 cm Bas Dost, czyli napastnik, na którego koszulce inny numer niż dziewięć po prostu źle wygląda. Snajper Wolfsburga otworzył wynik starcia z ekipą Chrisa Colemana i… tyle go widzieli. W kolejnych 14 meczach w pomarańczowych barwach ani razu nie wpisał się na listę strzelców. Owszem, zwykle nie dostawał zbyt dużo czasu na pokazanie swoich umiejętności, jednak w pojedynkach z Luksemburgiem i Białorusią spędził na murawie 90 minut, a mimo tego nie zaliczył nawet asysty. Wychowanek Emmen to dosyć intrygująca postać – ma na swoim koncie tytuły króla strzelców ligi holenderskiej (32 gole) i portugalskiej (36), jednak nigdy nie wybił się ponad poziom europejskich średniaków, czyli Wolfsburga, Sportingu Lizbona czy Eintrachtu. W kadrze kompletnie sobie nie radził i mimo iż nadal strzela stosunkowo regularnie, raczej nie może liczyć na kolejne powołania. Ostatni raz przyjechał na zgrupowanie w marcu 2018 roku.

Gdy Dost piastował funkcję zmiennika, w wyjściowej jedenastce całkiem nieźle radził sobie Vincent Janssen, który swoimi dobrymi występami w AZ Alkmaar zasłużył na powołanie do reprezentacji. Absolwent akademii Feyenoordu w sezonie 15/16 został najlepszym strzelcem Eredivisie (26 goli), czym zwrócił na siebie uwagę Tottenhamu. Koguty zapłaciły za jego kartę 22 miliony euro, a już rok później wypożyczyły go do Fenerbahce. Pobyt nad Bosforem nie należał do szczególnie udanych, podobnie jak okres po powrocie do Londynu – Janssen zmagał się z kontuzjami i w ciągu dwóch lat opuścił łącznie prawie 50 spotkań. Obecnie 26-latek zakłada koszulkę… meksykańskiego CF Monterrey i raczej nie ma co marzyć o powrocie do reprezentacji, w której po raz ostatni zagrał w październiku 2017 roku. O ile selekcjoner przez przypadek nie spojrzy na jego dotychczasowe liczby w kadrze (17 meczów, 7 goli, 5 asyst) zamiast na statystyki z obecnego sezonu (11 pojedynków, 1 bramka, 1 czerwona kartka), lewonożny zawodnik może zapomnieć o wyrwaniu się z piłkarskich zaświatów.

Po krótkiej erze Janssena okazało się, że materii nie staje nawet na jednego przyzwoitego środkowego napastnika, więc Holendrzy zaczęli grać w systemie 4-3-3, a w pierwszej linii biegała trójka skrzydłowych/bocznych napastników. Na murawie najczęściej oglądaliśmy tercet Depay-Babel-Promes, jednak równie dużo szans otrzymywali Steven Berghuis, a później także Steven Bergwijn. Ronald Koeman był świadomy kadrowych ograniczeń, więc zrezygnował z taktyki opartej na obecności klasycznej dziewiątki. Owszem, z ławki regularnie podnosił się Luuk de Jong, jednak napastnik Sevilli zwykle wchodził na boisko w końcowych minutach, gdy jego wzrost (188 cm) mógł się przydać przy stałych fragmentach. Swoista rewolucja w wykonaniu byłego trenera Evertonu przyniosła znakomity efekt – Oranje nie tylko zaczęli wygrywać, ale także wypracowali własny, efektowny styl. Wydawało się, że reprezentacja Królestwa Niderlandów wróciła na właściwe tory, a Koeman, niczym doświadczony pracownik najlepszej kwiaciarni w mieście, do swojego bukietu zawsze wybiera 11 najbardziej okazałych tulipanów. Niestety, w sierpniu nadeszła oferta z Barcelony, której podobno się nie odmawia.

Na opuszczone stanowisko zatrudniono Franka de Boera, którego Jose Mourinho niegdyś określił zdaniem “najgorszy trener w historii Premier League”. Nowy opiekun Pomarańczowych postanowił nie walczyć z tą łatką i przegrał już w swoim debiucie, ulegając Meksykowi. O ile jeszcze w rywalizacji z El Tri w pierwszej linii oglądaliśmy trio Babel-Depay-Berghuis, o tyle już w potyczce z Bośnią do podstawowego składu wskoczył Luuk de Jong. Renesans pozycji numer dziewięć? W żadnym wypadku. Snajper Sevilli oddał zaledwie jeden strzał na bramkę Ibrahima Sehicia, a swój niechlubny wyczyn powtórzył także w rewanżowym starciu z ekipą Dusana Bajevicia. De Boer zapewne chciał pokazać, że ma swój pomysł, jednak wystawiając do gry de Jonga tylko udowodnił, że tego pomysłu absolutnie nie ma. Niech nikogo nie zwiedzie finał Ligi Europy i dublet wychowanka De Graafschap – liga niemiecka, angielska i hiszpańska zweryfikowały jego umiejętności.

Zarówno Luuk de Jong, jak i Bas Dost, a także Vincent Janssen czy Wout Weghorst (dotychczas 4 mecze w kadrze) to napastnicy, do których należy dostosować styl gry. Każdy z wymienionych piłkarzy żyje z podań i ma ogromne problemy z szybką, kombinacyjną grą. Holandia cierpi na niedobór zawodników na pozycji numer dziewięć. Wystarczy spojrzeć na kadry pucharowiczów z Eredivisie. Ajax – Ghańczyk Traore i 37-letni Huntelaar. PSV – wspomniany Malen, Joel Piroe (2 mecze w dorosłej drużynie) i Argentyńczyk Romero. Feyenoord – 18-letni Naoufal Bannis, Słowak Bozenik i Duńczyk Jorgensen. AZ Alkmaar – 19-letni Myron Boadu i 22-letni Ferdy Druijf. Warto przyjrzeć się także zawodnikom, którzy w pięciu poprzednich latach sięgali po koronę króla strzelców holenderskiej ekstraklasy. Berghuis (boczny napastnik), Tadić (Serb), Jahanbakhsh (Irańczyk), Jorgensen i Janssen – w tym gronie jest tylko jeden lokalny produkt, który można zakwalifikować do kategorii typowa dziewiątka. Niestety, piłkarz Monterrey to przynajmniej na tę chwilę dwa poziomy niżej niż narodowa kadra.

Jaka przyszłość czeka holenderską reprezentacją? Wydaje się, że ratunkiem dla Oranje może być powrót do ustawienia bez klasycznego, środkowego napastnika. Inne prawidłowe odpowiedzi to zwolnienie de Boera lub przyspieszony rozwój Donyella Malena i Myrona Boadu. Na de Jonga, Dosta, Janssena i Weghorsta nie ma co liczyć. Wspomniany kwartet to przekwitłe tulipany, które tylko oszpecają piękny bukiet.

Komentarze